wtorek, 1 kwietnia 2014

Chapter 9

                                                                       *Oczami Claire*

Obudziło mnie dzwonienie telefonu. Błyskawicznie się ubrałam i po niego wybiegłam po czym odebrałam go.
-Halo?
-Czy rozmawiam z Zayn'em?-zapytał dziewczęcy głos.
-Nie,tylko z jego...
-Dziewczyną?
-Nie. Tylko z jego koleżanką.-oznajmiłam. Dowiedziałam się iż rozmawiam z siostrą chłopaka. Wróciłam do pokoju i spojrzałam na słodko śpiącego nagiego Malika. STOP! NAGIEGO? O nie, tylko nie to. Wszystko tylko nie to.Boże przespałam się z nieznajomym. Może nie tak nieznajomym,ale jednak.Dlaczego ja jestem taka głupia? Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Najpierw się dowiaduje iż nie mogę grać w siatkówkę, potem mam raka,a teraz? Przespałam się z Malikiem. To wszystko jest tak niesprawiedliwe. Wyszłam z pokoju i zeszłam do kuchni. Nasypałam sobie herbaty i czekałam aż  woda się zaparzy.
-Dlaczego płakałaś?-usłyszałam zaspany głos Harry'ego.
-Harry mam raka. Rozumiesz? Umieram.-dałam upust kolejnym łzom. Usłyszałam ciche szlochanie chłopaka,lecz moją uwagę przykuł czajnik oznajmujący iż woda się zagotowała. Ruszyłam w jego stronę i poczułam jak nogi mi się uginają,a powieki ociężałe. Mój organizm nie miał siły walczyć opadłam na zimne kafelki. Otworzyłam swoje oczy i dostrzegłam Harry'ego.
-Co się stało?
-Straciłaś przytomność.
-Panie doktorze.-zawołałam ledwie słyszalnym głosem.
-Nie się pani oszczędza jest pani w słabym stanie.
-Kiedy umrę?-zapytałam bez wahania.
-Niech pani spełni swoje najgłębsze marzenia. 
Spojrzałam na Styles'a,który powstrzymywał łzy. Lekarze bardzo długo zachodzili w głowę czy mnie wypuścić,ale jednak się zdecydowali i mnie wypuścili. Razem z brunetem weszłam do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu.
-Pamiętaj o 13 masz zmierzyć sobie ciśnienie i połknąć tabletkę.-przełknął ślinę. Wypuściłam powietrze.
-Harry?
-Tak?
-Pomóż mu zapomnieć o chorobie.
-Obiecuje się postarać.-złapał mnie za rękę i weszliśmy do domu. Usiadłam na kanapie i spojrzałam na szatyna w czarnej czapce. Siedziałam i czekałam aż się łaskawie na mnie spojrzy. Aż się zdecydował obdarzyć mnie swoim spojrzeniem. Momentalnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Jak ja uwielbiam jak się na mnie patrzy swoimi czekoladowymi tęczówkami.
-Możemy pogadać? Ale na osobności?
-Jane.-odparł i ruszyliśmy na górę. Weszliśmy do jego pokoju rozsiedliśmy się na łóżku. Jak ja mu to powiem? No wiesz Zayn mam raka,ale to nic bo się przespaliśmy. Dobra spokojnie.
-Zayn jest jedna rzecz,o której nie wiesz.
-Niech zgadnę chodzi ci o to,że się przespaliśmy?
-Nie. Jestem chora. 
-To co? Wrócisz do zdrowia.
-Właśnie nie. Ja mam raka.-jego oczy zamarły stały się kamienne i nijakie. Od ruchowo ruszył w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?
-Daleko.
-Ja wiem,że to jest szokująca nowina,ale damy rade.
-Jacy my? Dziewczyno ja nie dam rady. Wiesz dobrze,że mi na tobie zależy i co? Teraz tak sobie odejdziesz i zostawisz mnie z pustką?
-Jak chcesz to idź i tak cię nie potrzebuje! Nienawidzę cię! Żałuje,że cie poznałam! Co ja mówię! Żałuje,że się z tobą przespałam!-wykrzyczałam mu to prosto w twarz. Widziałam na jego twarzy ból i rozpacz.-Zayn ja?
-Nic nie mów już się doskonale wyraziłaś.-zatrzasnął drzwi.  Spojrzałam na prawo:PUSTKA na lawo: PUSTKA to teraz zostałam sama. Usłyszałam dźwięk telefonu.
-Halo?
-Dzień dobry pani.
-Słucham panie doktorze co się stało?
- Czy pani używa zabezpieczeń podczas współżycia?
-Nie? Ale coś nie tak?
-A mogłaby pani do nas przyjść?
-Tak jasne. To do zobaczenia.-rozłączyłam się z tarłam łzy i zbiegłam na dół. Nikogo nie było oprócz Malika. 
-Zayn? Mógłbyś mnie zawieść do szpitala?
-Nie.-oschle burknął. Podeszłam do niego i się spojrzałam prosto w jego oczy. 
-Błagam.
-To jest jedyna rzecz i więcej się do mnie nie odzywasz rozumiemy się?
-Tak.-odparłam niezadowolona. Droga do szpitala zajęła nam ponad 25 minut. Weszłam do poczekalni razem z Mulatem i czekaliśmy na naszą kolej raczej na moją. Zaczęłam się stresować. Tyle tworzy wszystkie były smutne,ale za razem szczęśliwe,że mają swoje połówki. Były jakie jak ja. Płakały na myśl o tym,że umrą. 
-Claire Rosalie Evans.
-Słucham.-zapytałam razem siadając na krzesła z chłopakiem.
-Kiedy ostatni raz uprawiała pani sex.
-Trochę nietypowe pytanie? Wczoraj.-spojrzałam na chłopaka miał kamienną twarz.-A coś nie tak?
-Możemy pani zrobić kilka badań?
-Oczywiście.
Siedziałam jakąś godzinę na wiadomość co jest. Byłam zdenerwowana i to jak. Po raz drugi kobieta wyczytała moje imię. Złapałam chłopaka za rękę,ale ten automatycznie zabrał swoja dłoń. Poczułam się dziwnie przecież to on wcześniej o mnie walczył,a teraz jest na odwrót.
-Wiadomo co mi jest?
-Tak.
Więc?
-Jest pani w ciąży. Dlatego pani dziś zemdlała. Jest jeszcze gorzej. Pani dziecko musi zostać usunięte. Ma pani raka i dziecko będzie mogło odziedziczyć chorobę.-nastąpiła chwila ciszy. Położyłam swoją dłoń na brzuchu i czekałam aż nowina dotrze do mojej podświadomości.
-Nie usunie ciąży rozumie pan.-odezwał się chłopak przez zaciśnięte zęby. Złapał mnie za rękę i wyprowadził. Bez słowa wróciliśmy do domu. Chłopak kazał mi się wykapać,a sam poszedł do inni kabiny.Wyszłam z łazienki z spojrzałam na Mulata. I pierwsza myśl,która wpadła do mojej głowy; I co teraz? Przecież i tak umrę. Po co on się wogule odezwał w tej sprawie?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz